당신은 주제를 찾고 있습니까 “bajki do czytania o samochodach – Wielka wyprawa Pocztusia | bajka do słuchania | audiobooki dla dzieci | bajki o samochodach“? 다음 카테고리의 웹사이트 you.dianhac.com.vn 에서 귀하의 모든 질문에 답변해 드립니다: https://you.dianhac.com.vn/blog/. 바로 아래에서 답을 찾을 수 있습니다. 작성자 audio-bajki pl 이(가) 작성한 기사에는 조회수 73,345회 및 좋아요 460개 개의 좋아요가 있습니다.
Table of Contents
bajki do czytania o samochodach 주제에 대한 동영상 보기
여기에서 이 주제에 대한 비디오를 시청하십시오. 주의 깊게 살펴보고 읽고 있는 내용에 대한 피드백을 제공하세요!
d여기에서 Wielka wyprawa Pocztusia | bajka do słuchania | audiobooki dla dzieci | bajki o samochodach – bajki do czytania o samochodach 주제에 대한 세부정보를 참조하세요
Pocztuś podjął się misji dostarczenia ważnej przesyłki do Wenecji. Czy dotrze do tego odległego miasta? Jakie przygody czekają do po drodze?
Posłuchajcie.
Cały tekst jest tutaj: http://audio-bajki.pl/bajki-nowoczesne/item/233-wielka-wyprawa-pocztusia-bajka-do-sluchania
bajki do czytania o samochodach 주제에 대한 자세한 내용은 여기를 참조하세요.
Samochodzik Kredensik
Po drodze mijał lasy, pola i inne samochody. Niektóre wyglądały tak samo jak on. Mrugał do nich swoimi pięknymi, nowymi lampami w geście pozdrowienia. Wiedział …
Source: www.naszebajki.pl
Date Published: 9/13/2021
View: 4092
Auta 4. Na złomowisku – Audio-bajki.pl
Oryginalna bajka o autach, proszę o więcej przygód 🙂 Odpowiedz. 0 # R. S. 2019-03-19 22 …
Source: audio-bajki.pl
Date Published: 12/15/2021
View: 2469
Mały zielony samochód – Bajkownia – Fabryka Bajek
Czytaj bajki dla dzieci. Mały zielony samochód. Szczegóły: Jolanta Maria Miklaszewska: Utworzono: 12 kwiecień 2013 …
Source: www.bajkownia.org
Date Published: 5/19/2022
View: 4950
“Bajka dla Tomka”: O samochodziku, który nie chciał być szary
Nic w tym dziwnego, w wielu miastach mieszkają samochody. Ale ten był szczególny. Otóż był to szary samochodzik, który nie chciał się …
Source: www.rmf24.pl
Date Published: 10/14/2021
View: 7345
Bajki o samochodach – Bajkokraj
Bajki o samochodach na dobranoc – Krótkie bajki do czytania dla dzieci online.
Source: www.bajkokraj.pl
Date Published: 2/27/2022
View: 3604
22.05 Posłuchajcie opowiadania: Mały samochodzik Autoś
Autoś pozdrawiał mijające nas samochody, trąbiąc ze wszystkich sił. W pewnym momencie wyprzedził nas ogromny samochód policyjny, który odezwał się:.
Source: www.ciuchcia17.pl
Date Published: 4/6/2022
View: 1856
주제와 관련된 이미지 bajki do czytania o samochodach
주제와 관련된 더 많은 사진을 참조하십시오 Wielka wyprawa Pocztusia | bajka do słuchania | audiobooki dla dzieci | bajki o samochodach. 댓글에서 더 많은 관련 이미지를 보거나 필요한 경우 더 많은 관련 기사를 볼 수 있습니다.

주제에 대한 기사 평가 bajki do czytania o samochodach
- Author: audio-bajki pl
- Views: 조회수 73,345회
- Likes: 좋아요 460개
- Date Published: 2021. 2. 27.
- Video Url link: https://www.youtube.com/watch?v=21aQPPfTADU
Bajki do czytania, Darmowe bajki do czytania
Bajka Dnia z 02.04.2019
Samochodzik Kredensik
Pewnego dnia na taśmie produkcyjnej, w pewnej fabryce samochodów osobowych narodził się żółty samochodzik nazywany Kredensikiem. Nie był ani specjalnie piękny, ani specjalnie nowoczesny – po prostu był. A był marzeniem wielu, ale to naprawdę wielu ludzi. W czasach gdy Kredensik opuszczał swoją fabrykę, ludzie mogli nabywać nowe auta niemal wyłącznie na specjalne talony. A te były dostępne tylko dla nielicznych. Tak że Kredensik puszył się dumnie i błyszczał w słońcu swoim pięknym nowiutkim, żółtym lakierem. Och jak dobrze być kimś tak wyjątkowym! Kredensik był skromnym samochodzikiem, ale na samą myśl że ktoś może marzyć właśnie o nim, błyszczał jeszcze bardziej.
Pewnego dnia do salonu samochodowego, w którym stał nasz samochodzik, weszła pewna rodzina. Tata, mama i dwójka kilkuletnich dzieci. Otoczyli Kredensika, a dzieci śmiały się głośno:
-Tatusiu, czy on naprawdę jest taki nasz? – pytał synek
-Tak synku. Dzisiaj staliśmy się posiadaczami własnego samochodu. Od teraz jesteśmy wolni i niezależni.
Kredensik był wniebowzięty. On także od teraz stał się czyjś. Marzył o tym by po raz pierwszy wyruszyć w drogę i tak też się stało. Po drodze mijał lasy, pola i inne samochody. Niektóre wyglądały tak samo jak on. Mrugał do nich swoimi pięknymi, nowymi lampami w geście pozdrowienia. Wiedział że to są jego bracia z tej samej fabryki.
Samochodzik był bardzo szczęśliwy ze swoją nową rodziną. Był traktowany bardzo dobrze. Zawsze dostawał nowy olej, dbano też by jego lakier ciągle wyglądał jak nowy. Tato jeździł nim do pracy i w delegacje. Kredensik bardzo to lubił, ale najbardziej cieszyły go wakacje. Wtedy zwiedzał ciekawe miejsca, parkował na różnych parkingach, gdzie dzielił się swoimi doświadczeniami z innymi samochodzikami. Kilka razy był też za granicą, gdzie widział rzeczy o których nie śniło się innym samochodzikom. Uwielbiał śmiech dzieci podczas wielokilometrowych podróży. Zdarzało mu się też zmęczyć i po prostu odmówić posłuszeństwa, ale tata był bardzo cierpliwy i potrafił go naprawić nawet w środku lasu za pomocą różnych kluczy i części zamiennych, które woził ze sobą w bagażniku.
Pewnego dnia Kredensik dowiedział się że zostanie sprzedany, gdyż wydarzyło się coś, co spowodowało że jego dotychczasowa rodzina potrzebowała dużo pieniędzy. Samochodzik trochę się tym zmartwił, ale został zapewniony że znowu trafi w dobre ręce. Potraktował to jak nową przygodę i nowe wyzwanie. W pewne sobotnie popołudnie przybyła inna rodzina by obejrzeć samochodzik:
-Mężu, spójrz. To auto wygląda i sprawuje się niemal jak nowe – powiedziała pewna elegancka pani
-Tak żono, mi też się bardzo podoba! Nasze dzieci będą zachwycone gdy pojadą nim na pierwszą wycieczkę.
Kredensik poczuł się znowu wyjątkowo. Nie dość że mógł pomóc swojej dotychczasowej rodzinie finansowo, to znowu trafił do rodziny z dziećmi. Ach te dziecięce śmiechy, podczas podróży i przejażdżek! Jak on to lubił! Pikniki gdzieś daleko od miasta, oczekiwanie na leśnym parkingu, gdy rodzina wróci z grzybobrania chwaląc się swoimi zbiorami. A wszyscy się śmieją i są szczęśliwi. Polna droga i autostrada. Podróże te bliskie i te dalsze. Samochodzik czuł że żyje i że jest potrzebny.
Z każdym rokiem stawał się coraz starszy i potrzebował coraz to nowych napraw, ale nikt się tym nie przejmował. Ciągle był obiektem westchnień różnych ludzi, którzy chcieli mieć “chociaż coś takiego”.
Pewnej nocy, jak zwykle spał na parkingu przed blokiem, gdy poczuł że dzieje się coś innego niż zwykle. Ktoś majstrował przy zamku śrubokrętem i wszedł do środka. Uruchomił silnik nie używając kluczyka i kazał Kredensikowi jechać. Zorientował się że został skradziony. Co teraz z nim będzie?
Nie należał długo do pana złodzieja, który dokonał w nim kilku drobnych przeróbek i zrobił dla niego nowe dokumenty. Został wywieziony na wielki plac, który jak się dowiedział Kredensik – nazywa giełdą. Podchodzili do niego różni ludzie, oglądali go z każdej strony, zaglądali pod maskę i wchodzili do środka. Wśród nich byli pewni państwo w średnim wieku, którzy powiedzieli: “Bierzemy go!”. Kredensik najchętniej wrócił by do poprzednich właścicieli, ale był przecież samochodzikiem i nie zawsze mógł robić to co chce. Miał nadzieję że będzie mu znowu dobrze i chociaż od czasu do czasu powozi dzieci i znowu będzie słyszał ich śmiech. Niestety ci państwo ich nie posiadali. Z rozmów, które prowadzili jego nowi właściciele, dowiedział się że są już dorosłe i mieszkają daleko.
Mijały lata. Kredensik był już leciwym samochodzikiem. Starsze małżeństwo nie przejmowało się tym, że autko ma w sobie coraz więcej rdzy, lakier stał się matowy, silnik pracował coraz gorzej. Ogólnie rzecz biorąc z każdym dniem prezentował się coraz gorzej. Zmieniły się też czasy. Samochody stały się dużo tańsze, nie potrzeba już było talonów, coraz rzadziej spotykał też swoich braci z fabryki. Jeśli już mu się to udawało, to wyglądali oni równie marnie jak on sam, a czasami jeszcze gorzej. Wiele z nich trafiało na miejsce zwane złomowiskiem. Ich miejsce zajmowały zagraniczne auta – znak nowych czasów. Były nowoczesne, niezawodne i prawie każdy mógł sobie na nie pozwolić. Nie były obiektem marzeń – ot rzecz jak każda inna. Samochody takie jak Kredensik były wyśmiewane i wykpiwane. Nigdy nie były piękne, ani nowoczesne, a każdy o nich marzył – jak to w ogóle było możliwe?
Mimo to Kredensik jeszcze jeździł. Jego dotychczasowy kierowca również się zestarzał i postanowił oddać go swojemu wnukowi – studentowi. Student obchodził się z Kredensikiem mało delikatnie, uważał go za starego grata i denerwowały go ciągłe awarie. Ale studia dużo go kosztowały i nie miał pieniążków na inny samochód. Aż w końcu po zakończeniu nauki, postanowił że wyjedzie za granicę by spłacić zaciągnięty kredyt a za to co mu zostanie – kupi lepsze auto.
Chciał oddać Kredensika na złom, ale w ostatniej chwili kupił go za kilka groszy pewien rolnik, który nie miał czym wozić ziemniaków na targ.
Kredensik miał już dziury w podłodze, progi też mu dawno odpadły. W drzwiach pojawiła się dziura, a na tylnej kanapie zamiast dzieci, woził ciężkie i brudne worki z ziemniakami. Po jego błyszczącym, żółtym lakierze nie było już śladu i bardzo trudno było określić jaki to właściwie kolor. Samochodzik ciężko pracował, aż któregoś dnia złamał mu się resor, a silnik który dawno nie dostał świeżego oleju kompletnie się zatarł. Rolnik machnął na niego ręką, bo za sprzedaż ziemniaków dostał tyle pieniędzy, że kupił sobie traktor i duży samochód zwany Jeepem, który to zastąpił Kredensika.
Dzielne autko stało teraz gdzieś na wiejskim podwórku i jedyne co mogło robić, to obserwować co się wokół niego dzieje. Jak traktor wyjeżdża w pole, a duży samochód jeździ na targ, albo do sklepu, a od czasu do czasu na przejażdżki.
Minęło kolejnych kilka lat. Kredensik był już bardzo zardzewiały i do połowy wrośnięty w ziemię. Chciałby chociaż trafić na złomowisko, było by mu mniej przykro, bo taka już jest kolej rzeczy. Rdzewiał by przynajmniej z innymi samochodzikami…
Pewnego dnia stała się rzecz niesłychana. Pan rolnik postanowił sprzedać swoje gospodarstwo i wyprowadzić się do miasta. Pewien już dojrzały mężczyzna postanowił że chce zamieszkać w domku na wsi. Zwrócił on uwagę na zardzewiały samochodzik i zastanawiał się czemu on w ogóle stoi na podwórku, zamiast trafić na złomowisko. Pamiętał też, że jego tata kiedyś miał auto tej samej marki co Kredensik. Mężczyzna wsiadł do środka, po czym zapadł się w zdezelowanym fotelu. Otworzył schowek i zobaczył … małą naklejkę. Nie mógł w to uwierzyć! Przypomniał sobie jak kiedyś, jako mały chłopiec umieścił ją tam, a potem … za nic już nie mógł odkleić. Martwił się nawet czy tata nie będzie się o to złościł. Kilka dni wcześniej odbierali nowiutki, żółty samochodzik – tata dostał na niego talon. Tak – to był właśnie TEN samochodzik! Nigdy by go nie rozpoznał, gdyby nie ta mała naklejka w środku! Wróciły wspomnienia, te wszystkie wycieczki, wygłupy z siostrą na tylnym siedzeniu, zagraniczne wojaże … I żal gdy rodzice musieli go sprzedać. Siostra wtedy bardzo zachorowała i potrzebne były pieniążki na leczenie. Ale wszystko dobrze się skończyło ….
Mężczyzna postanowił że Kredensik odzyska swój dawny blask. Czasy ponownie się zmieniły, ale Kredensik tyle czasu spędził na wiejskim podwórku wrastając w ziemię i niczego ciekawego nie mógł się dowiedzieć. Samochodziki takie jak on ponownie stały się obiektem pożądania. Nie wszystkich ludzi, ale takich jak ten mężczyzna w średnim wieku, który kupił dom od pana rolnika. Tacy jak on, mówili że takie samochodziki jak Kredensik, nie są zwykłymi samochodzikami. Mają coś co nazywa się duszą. Kredensik nie bardzo rozumiał co to takiego, ale wiedział że to coś wyjątkowego.
Przyjechała laweta i zabrała Kredensika do warsztatu samochodowego. Obejrzano tam samochodzik, pomarudzono że z takim ciężko coś będzie zrobić … ale w tym warsztacie nie ma rzeczy niemożliwych!
Długo trwała naprawa i renowacja. To co dało się posklejać i pospawać zostało posklejane i pospawane. Trzeba było wymienić dużo rzeczy na nowe, ale właściciel nie żałował pieniążków. Gdy wszystko zostało zrobione jak należy, Kredensik wyglądał dokładnie tak samo, gdy przed laty opuszczał swoją fabrykę. Znowu błyszczał w słońcu nowiutkim lakierem. A potem nastąpiło coś o czym już dawno zapomniał – wyruszył w drogę. Znowu mijał lasy i pola, patrzył na drogi proste i na te z dużą ilością zakrętów. Los Kredensika odmienił się diametralnie.
Czasami jeździł na zloty aut zabytkowych, a tam znowu mógł spotkać swoich braci z fabryki. Ludzie patrzyli na niego i podziwiali go. Niektórzy nawet się wzruszali, bo dzięki niemu przypominały im się czasy, które dawno minęły.
Pewnego dnia Kredensik spotkał znanego reżysera filmowego, a ten zaprosił go do udziału w swoim filmie. Co to była za przygoda! Znakomicie odegrał swoją rolę i pan reżyser zapewnił go że jeszcze u niego wystąpi.
Zdarzało mu się także bywać na weselach, gdyż niektórzy chcieli jechać do ślubu właśnie takim samochodzikiem. Kredensik uwielbiał ślubne uroczystości, gdyż był wtedy pięknie udekorowany i czuł się wyrózniony że to właśnie on został doceniony, a nie jakiś supernowoczesny samochodzik.
Kredensik wiódł spokojny żywot zabytkowego auta. Był najszczęśliwszym samochodzikiem na świecie. Dużo przeżył i był taki czas, że nie wierzył że jeszcze wyruszy w drogę. Ale niczego nie żałował. Nie zamienił by się nawet z najbardziej nowoczesnym i luksusowym autem na świecie …
Auta 4. Na złomowisku
Upalny dzień chylił się ku zachodowi. Słońce przestało świecić całą mocą, tylko delikatne promienie przeciskały się pomiędzy gałęziami drzew. Schowane przed gorącem ptaki wyleciały na łowy, na ulice wyszli ludzie, nawet asfalt wydawało się, że zrobił „uff”.
Pocztuś wychylił się z garażu, w którym od południa drzemał.
– Noo, znacznie przyjemniej! – powiedział do siebie.
– Co mówiłeś Pocztusiu? – zapytała przejeżdżająca akurat obok Taksówka.
– O, cześć! – przywitał się młody wóz pocztowy. – Mówiłem, że teraz jest znacznie przyjemniej niż wcześniej. Do takich upałów to nawet ja nie jestem przyzwyczajony.
– A mnie nie przeszkadzają. Ja lubię jak jest ciepło, bo jak jadę to w oddali tak fajnie ziemia paruje, jakby falowała. Wychodź leniuchu, przejedźmy się – zaproponowała Taksówka.
– Chętnie, tylko przy okazji muszę zawieźć przesyłkę Leśniczemu, gdyż przed południem już nie zdążyłem.
– W taki razie jedziemy do lasu.
Po chwili wozy były już na terenie leśniczówki i rozglądały się za gospodarzem. Objechały wkoło dom Leśniczego, zaglądnęły za stodołę, w której trzymał siano na zimę dla zwierząt leśnych, ale jego nigdzie nie było.
– Zaglądnijmy do Strażnika Lasu, może on wie gdzie jest Leśniczy – zaproponowała Taksówka.
Podjechali pod garaż zielonego wozu i Pocztuś już miał zapukać do drzwi, gdy nagle usłyszeli fragment ożywionej dyskusji:
„ – Musimy coś z tym zrobić, coraz więcej osób boi się tamtędy przejeżdżać – powiedział jeden głos.
– Ale przecież nigdy się nikomu nic nie stało, to tylko plotki – odpowiedział ktoś inny.”
– O czym oni mówią? – szepnęła Taksówka.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział Pocztuś, też szeptem. – Cii, posłuchajmy jeszcze.
„ – Gawędziarz mówił, że kto wejdzie za stalową bramę to już nie wyjdzie. Musimy ostrzec mieszkańców – powiedział znów pierwszy głos.
– Sam wiesz, że Gawędziarz różne historie już opowiadał i żadna nie okazała się prawdą. Lepiej nie róbmy podwodów do paniki, a sami upewnimy się jutro. – odpowiedział głos drugi.”
– Pocztusiu, lepiej nie podsłuchujmy, to nieładnie – powiedziała trwożnie Taksówka.
– Nie pękaj, chętnie sam bym to miejsce sprawdził – powiedział pewnie Pocztuś i w tej chwili drzwi otworzyły się od środka i stanął w nich wóz policyjny.
– Cześć dzieciaki, długo już tu stoicie? – niebieski chciał wybadać co Pocztuś i Taksówka mogli usłyszeć.
– Przed chwilą podjechaliśmy – odpowiedział Pocztuś wymijająco, nieco się przy tym rumieniąc. -Szukamy Leśniczego i myśleliśmy, że go tu spotkamy.
– Niestety Leśniczy wyjechał zamówić nowe znaki, które mają stać przy drodze do lasu. Wróci późnym wieczorem – odezwał się z głębi garażu Strażnik lasu.
– Mam dla niego przesyłkę, czy mogę ją tu zostawić? – zapytał Pocztuś.
– Oczywiście, przekażę ją Leśniczemu jak tylko dotrze do domu – odpowiedział Strażnik Lasu i odebrał paczkę od Pocztusia.
– Mamy jakiś nowy problem w okolicy? – nie wytrzymał Pocztuś.
Strażnik Lasu i wóz policyjny popatrzyli na siebie. Sierżant nieznacznie dał sygnał zielonemu.
– Żaden nowy problem Pocztusiu. Zresztą nie istotne co się dzieje na złomowisku, was młodych to przecież nie dotyczy – odpowiedział Strażnik Lasu z wesołą miną, chcąc zbagatelizować sprawę. – No już dzieciaki, nie macie ochoty się pościgać? – zielony grzecznie wyprosił Pocztusia i Taksówkę.
– Jasne, świetny pomysł – podchwyciła Taksówka. – Do widzenia.
– Cześć, cześć – starsze wozy pożegnały młodzież.
Pocztuś z Taksówką nawrócili i jadąc w kierunku miasta dyskutowali o co mogło chodzić zielonemu i niebieskiemu. Przecież wiadomo, że na złomowisko nie jeździ się bez potrzeby, bo trochę strach poruszać się pomiędzy tymi wszystkimi gratami, ale żeby aż tak się bać…
– Musimy to sprawdzić – ostatecznie powiedział Pocztuś.
– Nie ma mowy, ja nigdzie nie jadę – odrzekła Taksówka.
– Bojąca Kaśka! – dopiekł jej żółty.
– Wcale się nie boję tylko jest już wieczór i nie ma co jeździć tak daleko.
– To jak się nie boisz to się załóż – Pocztuś nie odpuszczał.
– O co?
– O to, że pojedziesz na cmentarzysko pojazdów – młody wóz pocztowy rzucił wyzwanie Taksówce.
– Nie ma sprawy, możemy jechać choćby zaraz, a ten kto stchórzy myje karoserię wygranemu – podjęła wyzwanie Taksówka.
– Zakład stoi – potwierdził Pocztuś. – Ruszajmy.
Złomowisko pojazdów znajdowało się z drugiej strony wielkiej skały. Od dawna chodziły legendy o cieniach przemykających wieczorem pomiędzy poskładanymi tam wozami, które już nigdzie nie pojadą. Wprawdzie starsi mówili, że to bajki, ale i tak nikt się tam nie zapuszczał po zmroku.
Pocztuś z Taksówką zbliżali się do wielkiej skały, słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi, a cienie rzucane na drogę były coraz dłuższe. Przejechali za zakręt i ich oczom ukazała się ciemna powierzchnia cmentarzyska otoczonego z dwóch stron wysoką skałą, a w pozostałej części mocnym ogrodzeniem. Na froncie była ogromna, żelazna brama, wcale nie zachęcająca, aby ją przekroczyć.
– Chyba zamknięte – z nadzieją powiedziała Taksówka.
– Ciemno się robi, może podjedźmy z boku – odpowiedział Pocztuś jakby nie słysząc uwagi swojej koleżanki.
Zgasili światła i po cichu podjechali pod ogrodzenie. Stanęli za grubym dębem.
– Cisza, aż w uszach dzwoni – zażartował Pocztuś. – Wjedźmy do środka, obadamy sprawę.
– Zaczekaj – szepnęła Taksówka. – Zobacz, jakieś światła się zbliżają, chyba ktoś jedzie.
Rzeczywiście, środkiem drogi, wcale się nie ukrywając ani nie jadąc niepewnie, sunęły światła jakiegoś dużego wozu. Pocztuś z Taksówką intuicyjnie dosunęli się bliżej ogrodzenia, aby jak najlepiej schować się za drzewem. Tymczasem było coraz lepiej widać, że zbliżał się wysoki samochód, ale bez przyczepy.
– Sam ciągnik siodłowy – szepnął Pocztuś, gdy czarny wóz był już dobrze widoczny.
– Patrz, ma błyskawicę na boku – dodała Taksówka. – Jakiś strasznie mroczny ten koleżka.
Ciągnik siodłowy przejechał niedaleko przyjaciół i skierował się wprost do bramy złomowiska. Wjechał za uchylone wrota i zniknął im z oczu.
– Łał! – zawołał Pocztuś. – Ciekawe kto to! Jedźmy za nim!
– No nie wiem, nie wyglądał zbyt przyjaźnie – z rezerwą podjęła Taksówka. – Może to jakiś pirat albo jeszcze ktoś gorszy. On jest ogromny. Nie mamy z nim szans.
– Przecież nie jedziemy się bić tylko zobaczyć co on tam porabia – uspokajał Taksówkę żółty. – Spokojnie, nawet nas nie zobaczy. Zresztą chyba nie chcesz przegrać zakładu… – na końcu pociągnął za drażliwą strunę.
– Jedźmy w takim razie – odpowiedziała dumnie Taksówka. – Ale ty pierwszy.
Wozy spokojnie, bez hałasu podjechały pod bramę. Rozglądnęły się wokoło… cisza.
Ostrożnie wjechały do środka i nagle Taksówka aż podskoczyła. Pomiędzy stertami wraków z prawej strony przemknął jakiś cień.
– To on? – zapytała drżącym głosem.
– Pewnie tak – odpowiedział szeptem Pocztuś. – Podjedźmy bliżej, zobaczymy co robi.
Przesuwali się do przodu prawie przyklejeni do ogrodzenia, a potem do zezłomowanych aut. Cicho, cichutko, tylko piasek chrupał pod kołami. Nagle, BRZDĘK! Jakiś pręt wyskoczył spod tylnego koła żółtego wozu i odbił się od stojącego tu już od dawna Astona.
Pocztuś z Taksówką zamarli w bezruchu. W powietrzu ani drgnęło tylko jakiś ptak poderwał się do lotu.
– Dobra, chyba możemy jechać dalej – szepnął Pocztuś.
– Wracajmy – błagalnie szepnęła Taksówka. – Mam niedobre przeczucia.
Pojechali dalej. Minęli kolejne składowisko staroci, gdy nagle, z naprzeciwka, potężny halogen uderzył ich po oczach.
– Co tu się dzieje? – zawołał potężny głos. – Co tu robicie?
– Aaaaaa! –krzyknął Pocztuś nie wiedząc co ma robić, czy się tłumaczyć czy uciekać. Jednak w momencie przypomniał sobie rozmowę Strażnika Lasy z wozem policyjnym. – Uciekajmy! – zdecydował nie czekając na to co będzie dalej.
Razem z Taksówką nawrócili i nie patrząc już czy robią dużo czy mało hałasu kierowali się prosto do bramy. Nawet nie oglądnęli się do tyłu i nie wiedzieli czy przerażający czarny wóz ich goni czy nie, ale podążające za nimi światła potężnych halogenów jednoznacznie świadczyły o tym, że mroczny mieszkaniec cmentarzyska samochodów nie odpuścił.
– Przerobi nas na śrubki do kół! – zawołała przerażona Taksówka. – Szybciej!
Mijali kolejne auta, gdy nagle zrobiło się ciemno. Doskonale oświetlona, przez goniący ich wóz, droga do bramy stała się całkiem ciemna. – Co jest? – zastanowił się Pocztuś na chwilę zwalniając. – Chyba nam nie odpuścił. – Zerknął do tyłu, nie było nikogo.
– Gdzie się podział? – na głos zastanawiała się też Taksówka. Tymczasem złowrogi cień przemknął bokiem i stanął przy bramie zastawiając sobą wyjazd. Nieświadomi przyjaciele zdążali prosto w jego kierunku.
– Musimy się jak najszybciej stąd wydostać – zdenerwowany mruczał Pocztuś.
– Szkoda, że jest tylko jedno wyjście – dodała Taksówka.
Minęli właśnie ostatnią górę wraków i zobaczyli go. Stał na tle bramy i spokojnie na nich czekał.
– Są małe złodziejaszki! – zawołał potężnie i wcale nie przyjaźnie. – No już, mówcie. Po co tu przyjechaliście po ciemku. Co chcieliście ukraść?
– Nic – trzęsącym się głosem odpowiedział mało przekonująco Pocztuś. – Tak tylko przyjechaliśmy.
– Ha, ha. Oczywiście. Przyjechaliście na złomowisko na wycieczkę! Mówcie prawdę zanim się zdenerwuję!
– Naprawdę nic nie chcemy ukraść. Chcieliśmy tylko sprawdzić co tu straszy – próbowała ratować sytuację Taksówka.
– Straszy? – z niedowierzaniem odpowiedział ciągnik siodłowy. – Co straszy? Ja straszę?
– Na to wygląda – wyzywająco rzucił Pocztuś.
– Ha, ha! A to numer! – zaśmiał się ponuro czarny. – No i dobrze, niech tak wszyscy myślą.
– Usłyszeliśmy przypadkiem, że dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy i postanowiliśmy to zbadać – dodał żółty.
– Detektywi, ha ha – zaśmiał się czarny.
Stara ciężarówka nie wydawała się już tak przerażająca.
– A ty co właściwie tutaj robisz? – postanowił zapytać wóz pocztowy.
– Pożeram takie małe wozy jak wy! – warknął czarny i zrobił obrót kołem w kierunku przyjaciół.
– Aaaa! – przeraziła się Taksówka.
– Spokojnie, żartowałem. – zaśmiał się czarny, ale przy tym jakoś nie wesoło. Na czoło nasunęła mu się chmura.
– Skoro nie jesteście złodziejaszkami, którzy szabrują cmentarzysko i wywożą stąd wszystko co się da sprzedać, to chodźcie. Pokażę wam to miejsce.
Z pewną jeszcze obawą, ale jednak Pocztuś z Taksówką ruszyli za ciągnikiem siodłowym.
– To jak wiecie jest trochę smutne miejsce, jednak nie wszyscy potrafią to uszanować i zakłócają spokój śpiących aut. Jak widzicie, niektóre wozy stoją tu tak jak dotarły, a niestety niektórym skradziono klamkę czy zderzak, a temu biedakowi – powiedział wskazując na zardzewiałą brykę – jacyś wandale wybili szyby.
Młode auta ciągnęły się za ciężarówką i rozglądały wkoło.
– Ale co ty tutaj robisz?
Czarny ciężko westchnął i jechał jeszcze kawałek nic nie mówiąc. Zajechał za słup oświetleniowy, jeden z nielicznych w tym mrocznym miejscu i się zatrzymał.
– Ja jej pilnuję – powiedział wskazując piękną chociaż zniszczoną lawetę. Spod warstwy kurzu przebijał jeszcze kawałkami żywo-czerwony kolor kabiny, a wyciągarka wyglądała jakby gotowa do podpięcia. – Miała poważny wypadek pomagając innym. Została wezwana do kolizji i gdy wciągała uszkodzony wóz, uderzył w nią jakiś młokos, który postanowił się ścigać z kolegą na wąskiej drodze. Wszyscy myśleli, że oboje zginęli na miejscu, ale moja mała się nie poddała – powiedział czarny łamiącym się głosem.
Pocztuś i Taksówka słuchali w milczeniu, a stary ciągnik siodłowy opowiadał dalej.
– Została jednak tu przywieziona, bo mechanik nie podjął się naprawy tak poważnych uszkodzeń. Panował tu spokój i cisza i laweta mogła tu bezpiecznie odpoczywać, ale pewnego dnia po okolicy zaczęła kręcić się szajka złodziei części samochodowych. Zakradają się tu nocą i odkręcają z wraków wszystko co się nadaje do użycia. Od tej pory przyjeżdżam tu co noc i pilnuję mojej ukochanej. Nie zdmuchuję z niej nawet kurzu, żeby wyglądała na starszą i bardziej zniszczoną niż jest w rzeczywistości.
– To teraz jest już jasne, że tym cieniem straszącym na cmentarzysku pojazdów jesteś ty – powiedział Pocztuś.
– Ja nikogo nie straszę, ale skoro tak się utarło to tylko lepiej, bo może powstrzyma niektórych niechcianych gości od odwiedzenia tego miejsca.
– Od dawna tu pilnujesz? – zapytała Taksówka.
– Od czasu wypadku, z tym, że wcześniej tylko zaglądałem raz na kilka dni, ale teraz codziennie tu jestem.
Wozy przyglądnęły się rozbitej lawecie. Uszkodzony miała cały bok i część przodu. Gdy przyglądnęli się dokładniej to nawet zauważyli jak drgnęła, ale przez rozładowany akumulator nie była w stanie dać im żadnego sygnału.
– Nie jest ci tu smutno tak samemu? – zapytała Taksówka.
– Jest, ale nie mam wyjścia. Nie pozwolę im ruszyć mojej małej.
– Zaraz, zaraz – zastanowił się Pocztuś. – A kto zdecydował, że laweta nie nadaje się do naprawy?
– Mechanik Julian, który przyjechał do wypadku.
– I nawet nie spróbował?
– Nie, stwierdził, że nic się nie da zrobić.
– U nas w mieście jest stary mechanik, który nigdy się nie poddaje. Dotąd próbuje, aż naprawi uszkodzenie – rzuciła Taksówka.
– Ja też już nie raz próbowałem jej pomóc. Przywoziłem tu tego mechanika nie raz. Miałem wrażenie, że tylko pogarsza jej stan.
– Ale stary Max jest naprawdę dobry. Spróbuj jeszcze raz, daj mu szansę.
– Sam nie wiem – zadumał się czarny – nie chcę jej już narażać na spotkanie z kolejnym partaczem.
– Gwarantuję, że się nie zawiedziesz – powiedziała pewnie Taksówka.
– Dobrze, spróbujmy – bez entuzjazmu odpowiedział ciągnik siodłowy.
– W taki razie znikamy i wrócimy tu jutro ze starym Maxem – rzucił Pocztuś. – Będziesz tu w południe czarny?
– Jasne, będę na was czekał – odpowiedział. – Do zobaczenia. A, jeszcze jedno. Mówcie do mnie Black.
– Ok, Black – Pocztuś dumnie kiwnął głową, że zyskał takiego kolegę.
– Cieszę się, że was poznałem i wybaczcie, że was wcześniej nastraszyłem.
– Spoko, było fajnie – Pocztuś udawał, że się wcale nie bał.
– Musimy już jechać – powiedziała Taksówka. – Do zobaczenia.
– Trzymajcie się dzieciaki i nie wierzcie w strachy – zaśmiał się czarny odprowadzając wzrokiem odjeżdżających gości. – Do zobaczenia jutro.
Pocztuś po powrocie do domu z wrażenia nie mógł usnąć. Właśnie zaprzyjaźnił się z wielkim, czarnym ciągnikiem siodłowym, który straszył na cmentarzysku pojazdów. Do tego jutro z Taksówką mają zawieść do uszkodzonej przyjaciółki Blacka starego Maxa, najlepszego mechanika w regionie.
„A jak jej nie pomorze i Black się na nas zdenerwuje?”- rozmyślał zasypiając. „Na pewno da radę.”
Rano Pocztuś nie mógł doczekać się godziny, o której umówił się z Taksówką. W końcu przyjaciółka dotarła i mogli pojechać po mechanika.
Stary Max mieszkał w zachodniej części miasta. Po dotarciu na miejsce wozy wcale nie musiały wiele szukać. Max siedział na ławce przed domem i lekko drzemał. Gdy Pocztuś podjechał bliżej mechanik się poderwał i poprawił odchrząkując.
– W czym mogę pomóc? – zapytał.
– Potrzebujemy pana pomocy – zaczął wóz pocztowy. – Koniecznie trzeba pomóc jednej lawecie, która miała wypadek i nie została naprawiona do dziś. Stoi porzucona na złomowisku i rdzewieje, a to piękne auto. Tak nie może zostać.
– Hmm, spokojnie – przerwał mechanik. – Musicie wiedzieć moi drodzy, że w ubiegłym roku przeszedłem na emeryturę i nie zajmuję się już naprawą samochodów. Jedźcie do kogoś młodszego.
– Nie, to niemożliwe – wtrąciła się Taksówka. – Bo to właśnie młodszy mechanik stwierdził, że lawety nie da się naprawić. Tylko pan może jej pomóc.
– Skoro tak, to mogę rzucić okiem, ale nic nie obiecuję – niby niechętnie odpowiedział mechanik, ale żwawo poderwał się z ławki. – Poczekajcie chwilę, wezmę narzędzia i zaraz wracam.
Max zniknął za domem.
– Chyba mu brakuje zajęcia – Pocztuś szepnął do Taksówki.
– Chyba tak. O już idzie. Jedźmy.
Mechanik wsiadł do żółtego samochodu i pojechali w stronę złomowiska. Zbliżając się do ciężkiej, metalowej bramy Pocztuś poczuł jakieś dziwne ukłucie w środku. „Uda się” – pomyślał.
Wjechali do środka. Było jasno i nie tak przerażająco jak jeszcze kilka godzin temu gdy uciekali przed goniącą ich ciężarówką. Przejechali ledwie kilkanaście metrów gdy z boku pojawił się Black.
– Jesteście – powiedział jakby wcześniej wątpił, że przyjaciele jeszcze tu kiedyś wrócą.
– Jasne – uśmiechnął się Pocztuś na widok ciągnika siodłowego – a z nami przyjechał najlepszy specjalista od trudnych spraw.
Max pomachał ręką na powitanie.
Podjechali za latarnię pod którą stała rozbita laweta.
– To ten czerwony, przykurzony wóz – powiedział Pocztuś.
Max bez pośpiechu podszedł do swojej pacjentki. Obszedł lawetę dookoła oceniając zewnętrzne uszkodzenia, zaglądnął do kabiny, na końcu podniósł maskę. Mrucząc coś pod nosem przedmuchał z kurzu silnik, akumulator i przewody. Na końcu odwrócił się do wpatrzonych w niego trzech wozów.
– Nie jest tak źle. Z zewnątrz wygląda na bardziej zniszczoną niż jest w rzeczywistości. Trzeba wymienić kilka części i zobaczymy, ale najpierw koniecznie potrzebuje nowego akumulatora, bo bez prądu nie odpali nawet najlepszy samochód.
W obserwatorów jakby weszła nadzieja, a czarny nagle nawrócił i kawałek odjechał. Taksówka po chwili podjechała do niego. Black był bardzo smutny.
– Boję się, że znów nic z tego nie będzie.
– Nie poddawaj się. Musimy spróbować. Max jest najlepszy i wyciągał wozy nawet z cięższych opresji. Będziesz do końca żałował, że nie dałeś jej szansy – pocieszała go Taksówka.
– Masz rację. Do roboty – zdecydowanie odezwał się Black. – Jedziemy po części.
– Ty tu zostań, a my z Maxem objedziemy do miasta i wrócimy najdalej za godzinę.
– Dobrze – ciężarówka przystała na propozycję. – Zaczekam na wasz powrót na miejscu.
Pocztuś z Taksówką zabrali Maxa i pojechali po części do lawety. Stary Max nic się nie odzywał całą drogę ale w końcu nie wytrzymał.
– Zastanawiam się nad jednym – zaczął jakoś niepewnie. – Nie chciałem mówić wcześniej, bo to wymaga jeszcze sprawdzenia, ale ta laweta nie jest mocno uszkodzona. Zupełnie nie wiem dlaczego mechanik, który po wypadku ją oglądał orzekł, że się nie nadaje naprawy.
Pocztuś gwałtownie przyhamował.
– Jak to? – z niedowierzaniem zapytał. – To ona wcale nie jest zepsuta?
– To nie tak – ostudził go mechanik. – Jest poważnie uszkodzona, ale więcej zniszczeń jest z wierzchu – blacha jest mocno pogięta, reflektory są rozbite, ale w środku nic wiele się nie zniszczyło. Nawet mało doświadczony mechanik powinien to naprawić bez większych problemów.
– To dlaczego tego nie zrobił? – zamyśliła się Taksówka.
– Najpierw upewnijmy się, że ją naprawimy, a potem będziemy dociekać – zdecydowała stary Max.
Niedługo wozy z nowymi częściami wracały na złomowisko. Mechanik wziął się do pracy i po dłuższej chwili spróbował odpalić lawetę.
Wrrum, wrum. Odezwała się i zaraz zgasła. Po chwili jeszcze raz. Wrum! Warknęła głośniej i silnik zaczął regularnie pracować.
– Yes, yes, yes – równocześnie krzyknęły auta.
Laweta powoli ładowała siły. Popatrzyła na zgromadzonych i słabo powiedziała:
– Miło was widzieć a nie tylko słyszeć.
– To ty wszystko słyszałaś? – zmieszany zapytał Black i pomyślał o tych wszystkich wieczorach kiedy towarzyszył lawecie i opowiadał jej wszystko, łącznie z tym jak mu jej brakuje.
– Tak – odpowiedziała z uśmiechem.
– Pięknie wyglądasz – rozmarzył się czarny.
– Spokojnie – wtrącił się mechanik. – Mamy jeszcze dużo pracy. Cała blacha jest do zdjęcia i do remontu. Będziesz jak nowa malutka.
Laweta z każdą chwilą wyglądała coraz lepiej. Nowe siły w nią wstępowały gdy mechanik dokręcał kolejne śruby i uszczelniał przewody. Na koniec zluzował karoserię i całość przeniósł po kawałku na podstawioną przyczepkę.
– Na dziś tyle – powiedział pod wieczór. – Teraz do blacharza.
– Ja pojadę z Taksówką – zgłosił się Pocztuś. – Odwieziemy przy okazji Maxa do domu. Do jutra.
Pożegnali się i ruszyli w drogę powrotną. Po drodze zatrzymali się u blacharza i zostawili pokiereszowana karoserię do naprawy, potem odwieźli Maxa.
– Do zobaczenia, śpijcie dobrze – powiedział mechanik.
– Do widzenia, spanie musi poczekać, jeszcze mamy coś do załatwienia – odpowiedział Pocztuś.
– Chyba wiem co, ale uważajcie na siebie.
– Będziemy – odpowiedziały wozy i odjechały.
Podjechały pod warsztat mechanika Juliana, tego który miał naprawić lawetę po wypadku ale stwierdził, że nic się nie da już zrobić.
– Podjadę do niego i spróbuję się czegoś dowiedzieć – zaproponował Pocztuś.
– Dobrze, ja zostanę i będę obserwować.
Pocztuś ruszył do przodu ale w tym czasie jakaś duża, niebieska laweta zajechała mu drogę i ostro zakręciła do warsztatu Juliana. Ledwo udało się odskoczyć na bok.
– Łoł – krzyknął Pocztuś. Zatrzymał się i obserwował.
Laweta podjechała pod same drzwi, z których wyszedł mechanik.
– Co tam? – rzucił w kierunku przybysza. – Co tam dzisiaj mamy?
– Dziś tylko przyczepa, na którą spadł konar drzewa w czasie burzy. Nic wielkiego – odpowiedziała niebieska laweta.
– To nawet dobrze, bo zaczynam nie wyrabiać.
– To może zawiozę przyczepę do innego mechanika?
– Ani mi się waż. Nie po to tak ciężko pracowałem i tyle ryzykowałem, żebyś dawała robotę innym. Złóż przyczepę tu i niech czeka – rzucił Julian.
Niebieska laweta powoli sprowadziła przyczepę we wskazane miejsce.
– To do jutra – rzuciła i odjechała.
Pocztuś wycofał się do Taksówki.
– To mamy jasność – powiedział. – Jedźmy stąd to ci opowiem.
Odjechali kawałek i Pocztuś opowiedział Taksówce co usłyszał.
– Rety, ale przekręt – powiedziała Taksówka. – Julian stwierdził, że nasza laweta nie nadaje się do naprawy, bo mu była nie na rękę. Rozbite czy zepsute pojazdy rozwoziła sprawiedliwie pomiędzy wszystkich mechaników działających w mieście. Kiedy przestała pracować, zrobiła miejsce następczyni, która przywozi zepsute auta tylko do Juliana i to on teraz jest najpopularniejszym mechanikiem i najwięcej zarabia.
– A nasza czerwona laweta została przez niego wysłana na złomowisko jako bezużyteczna – dodał Pocztuś. – Ale drań. Musimy coś z tym zrobić.
– Tylko co?
– Pomyślę o tym w nocy. Do jutra.
Wozy rozstały się, a Pocztuś główkował całą noc jak się rozprawić z oszustem Julianem i jego lawetą.
Rano zapakował tajemniczą przesyłkę i jako wóz pocztowy zajechał do warsztatu mechanika.
– Mam paczkę dla pana Juliana – powiedział.
– To ja – odpowiedział mechanik, po czym odebrał przesyłkę i zniknął w garażu.
Pocztuś odjechał i po spotkaniu z Taksówką w umówionym miejscu pojechali na złomowisko.
– Przygotujemy im ciepłe przyjęcie – z uśmiechem wtajemniczył Taksówkę, Blacka i czerwoną lawetę w swój plan.
Nadszedł wieczór. Przygotowania do niespodzianki prawie ukończone.
– Gotowe – powiedział w końcu Black.
– Na miejsca – zdeterminowany Pocztuś nie mógł się doczekać przedstawienia. – Mogą w każdej chwili przyjechać.
Zrobiło się całkiem ciemno. Na środku placu kręciła się Taksówka i czekała na gości. W końcu nadjechali. Niebieska laweta i mechanik Julian, pewni siebie zajechali wzbijając tumany kurzu.
Julian wyskoczył z lawety i rzucił w kierunku Taksówki:
– Ty wysłałaś mi te emblematy królewskie?
– Zgadza się – odpowiedziała taksówka.
– To gdzie ten królewski wóz, chcę go zabrać od razu.
– Jedź za mną – Taksówka nawróciła i skierowała się w głąb złomowiska. Powoli minęła dwie góry wraków a niebieska laweta z Julianem jechała za nią. Mijając kolejne wraki wjechała w tuman kurzu, który nie wiadomo skąd się pojawił, a gdy niebieska laweta wyjechała z niego Taksówki już nie było.
Zatrzymała się i Julian niespokojnie zaczął rozglądać się wokoło. Było ciemno i mrocznie.
– Hej – krzyknął. – Gdzie jesteś?
Odpowiedziała mu cisza tylko duży bezkształtny cień, powoli przejechał w oddali.
– Kto tam jest? – zawołał Julian głosem pełnym obawy.
Nikt nie odpowiedział, tylko mroczy cień pojawił się ponownie tylko bliżej.
Julian cofnął się bliżej lawety, aby mógł wskoczyć na nią w każdej chwili. W tym momencie jego oczom ukazał się potworny widok. Zniekształcony, obdarty z blachy pojazd, wokół którego unosiła się zielonkawa przerażająca poświata.
– Witaj Julianie – powiedział straszny pojazd.
– Co to ma być? – Julian już trzymał klamkę swojej lawety.
– Nie poznajesz mnie? – ciągnął tajemniczy gospodarz cmentarzyska pojazdów. – To ja, czerwona laweta. Chyba mnie pamiętasz?
– Czerwona laweta zginęła w wypadku i nie dało się jej naprawić – rzucił mechanik.
– W takim razie jestem jej duchem – z dziwnym uśmiechem powiedziała laweta. – Miło, że wpadłeś Julianie. U nas na cmentarzysku lubimy zabawić się z mechanikami partaczami – laweta spoważniała i ruszyła w kierunku przybyszów a za nią kilka innych cieniów zaczęło się poruszać.
– W nogi – ryknął mechanik wsiadając do pojazdu, którym liczył, że przywiezie królewski powóz ze złoconymi klamkami. – Szybciej, szybciej – poganiał niebieską lawetę.
Nawrócili i pełnym gazem kierowali się w stronę bramy. W jednej chwili zajechał im drogę czarny i również świecący ciągnik siodłowy.
– Państwo dokąd się wybieracie? – zapytał groźnie.
Niebieska laweta próbowała go ominąć, ale stanął w poprzek i się nie zmieściła w wąskiej ścieżce.
– Ile aut wysłaliście na złomowisko, mimo, że nadawały się do naprawy? – kontynuował Black. – No już mówcie!
– Żadnego – próbował się ratować mechanik.
– Nie kłam! – ryknął czarny. – Bo zostaniesz z nami na zawsze!
– Tylko czerwona lawetę – przyznał się Julian. – Musiałem tak zrobić bo nie miałem prawie zleceń. Odkąd zepsute auta rozwozi niebieska laweta mam ruch taki, że nie mogę nadążyć.
– Żeby mieć zlecenia wystarczy solidnie pracować, a nie oszukiwać.
– Wiem, przepraszam – trząsł się Julian.
– Musisz ponieść za to karę – z marsową miną powiedziała ciężarówka. – Taką samą na jaką skazałeś czerwoną lawetę.
– Nie! Nie zostanę tu! – krzyknął Julian – proszę, zrobię wszystko tylko mnie wypuście.
– W takim razie, ty i twoja laweta opuścicie miasteczko na zawsze. A jeśli kiedykolwiek wrócicie to was znajdę.
– Dobrze – zgodził się roztrzęsiony mechanik. – Wyjedziemy jeszcze dziś, tylko nas wypuść.
Black zrobił miejsce, a niebieska laweta nie oglądając się do tyłu wyskoczyła ze złomowiska i jak najszybciej mogła oddaliła się drogą.
Poczuś włączył nieliczne światła, które były rzadko porozstawiane po złomowisku. Podjechała czerwona laweta, która bez blachy i posypana fluoroscencyjnym proszkiem nadal wyglądała przerażająco.
– No to piąteczka – zawołała Taksówka wyjeżdżając z zza zakrętu. – Pocztusiu, pomysł pierwszorzędny! Ale napędziliśmy im stracha.
– Ha ha – śmiał się nadjeżdżający Black. – Chyba już nigdy nie wrócą do naszego miasta.
Laweta popatrzyła na śmiejącego się czarnego i powiedziała:
– Dawno się słyszałam twojego śmiechu.
– Od dziś będziesz go słyszeć codziennie – odpowiedział z uśmiechem ciągnik siodłowy.
– Słuchajcie! – zawołała Taksówka. – Chyba mamy wakat w mieście, nie ma lawety.
– Trzeba poprosić blacharza, żeby szybciej naprawiał twoją karoserię, bo praca czeka – dodał Pocztuś.
– Nawet nie wiecie jak się cieszę. Tyle miesięcy w bezruchu, strasznie się męczyłam.
– Już niedługo wrócisz na ulice.
– Byle nie dziś, bo możesz siać popłoch z tą zieloną poświatą – powiedział Pocztuś. – A ja jadę wyłączyć to śmigło, które ciągle wzbija kurz.
– Zaczekaj Pocztusiu – powiedział Black. – Muszę wam bardzo podziękować. Bez was pewnie dalej bym tu się snuł smutny i bezradny.
– Co tam, cieszę się, że mogłem pomóc – skromnie odpowiedział żółty wóz pocztowy.
– To ja mam za co dziękować – dodała czerwona laweta – znowu mam nadzieję, że będę jeździć i pomagać innym, co lubię robić najbardziej.
– Cieszę się, że tu przyjechaliśmy – powiedziała Taksówka. – Myślę, że teraz będziemy się często widywać.
– Przyjedziemy za kilka dni zobaczyć jak nowa blacha – zapowiedział się Pocztuś. – A teraz już dobranoc i nikogo nie straszcie – na koniec zażartował.
– I zacznijcie szukać nowego domu – dodała na koniec Taksówka.
– Dobranoc – odpowiedzieli mieszkańcy złomowiska. A pomimo ciemnej nocy, dziwna zielonkawa łuna się unosiła nad tym opuszczonym miejscem.
Dopisek.
– Pocztusiu, a skąd wziąłeś te emblematy królewskie, które dostarczyłeś Julianowi? – zapytała po drodze Taksówka.
– Od dzieci pożyczyłem, zabawkowe.
Fabryka Bajek
Czytaj bajki dla dzieci
Mały zielony samochód
BAJKA DLA DZIECI – MAŁY ZIELONY SAMOCHÓD
Dzielny zielony samochodzik Mały zielony samochód był bardzo smutny. Nikt nie chciał mu wierzyć, że jest odważny i można na nim polegać. Jego koledzy, duże samochody traktowali go jak maluszka. Jak tylko prosił o jakieś ważne zadanie to uśmiechali się i mówili: “Jesteś za mały. Nie dasz rady”. A mały samochodzik tak bardzo chciał się wykazać i pokazać tym dużym, że wielkość nie zawsze jest najważniejsza. Pewnego dnia duży jeep dostał poważne zlecenie. Miał przywieźć lekarstwo dla królowej Elfów. Jest bardzo chora i tylko ono może jej przywrócić zdrowie.
Jeep doskonale wywiązał się ze swojego zadania. Odnalazł starca z gór i wziął od niego lekarstwo, ale gdy wracał zatrzymał się na chwilę, tuż obok bazy i… wielki szczur wyskoczył nie wiadomo skąd i ukradł flakonik, który stał na bocznym siedzeniu. Jeep wpadł do bazy i już od bramy trąbił jak oszalały. Wszystkie auta podjechały do niego.
– Co się stało – pytały jedno przez drugie.
Kiedy dowiedziały się co się wydarzyło, wszystkie ruszyły w pościg. Wielka ciężarówka zauważyła szczura, który biegł w stronę starego miasta. Wszystkie samochody skierowały się w tamtym kierunku. Już po chwili zauważono szczura skręcającego w bardzo wąską uliczkę. Jeep, mercedes i inne duże wozy zatrzymały się szukając objazdu, ale nie mały zielony samochód. Dla niego wąska uliczka nie stanowiła żadnej przeszkody. Szczur wpadł do wąskiego tunelu pod górą śmieci. Zielony za nim. Ogarnęły go egipskie ciemności. Włączył reflektory nie przerywając pościgu. Szczur natomiast w terenie dobrze sobie znanym poruszał się z wielką szybkością, ale samochodzik też sobie radził całkiem nieźle, więc wkrótce ujrzał w świetle reflektorów sylwetkę szczura. Ten słysząc za sobą warkot motoru obejrzał się zaskoczony i… oślepiło go jasne światło reflektorów. Szczur zachwiał się i upadł wypuszczając z łap flakonik z lekarstwem. Zauważył to samochodzik i szybko złożył dach. Buteleczka łagodnie opadła na tylne siedzenia.
Zielony samochodzik ruszył gwałtownie do tyłu, ale ze zdziwieniem zauważył, że nie poruszył się ani na milimetr. To szczur oswoiwszy się z jasnością podniósł się szybko i wbił pazury w jego maskę. Przez chwilę wydawało się, że pojedynek wygra szczur, ale zielony samochodzik, widząc co się dzieje, nagle ruszył gwałtownie do przodu. Zdezorientowany szczur potknął się i upadł po raz drugi, a wtedy zielony wrzucił wsteczny bieg i wyrwał do tyłu. Wściekły szczur rzucił w niego garścią kamieni tłukąc reflektory. W całkowitej ciemności samochodzik pędził na wstecznym licząc, że nie wpadnie w jakąś dziurę ani, że na jego drodze nie będzie wystającego korzenia. Szczęśliwie dotarł do końca tunelu. Kiedy znalazł się na powierzchni odetchnął z ulgą i wyjechał z wąskiej uliczki.
Tam czekały już na niego inne samochody. Te wielkie. Kiedy go ujrzały zaczęły trąbić bez opamiętania. No mały, spisałeś się, okazuje się, że odwaga i spryt nie zależy od wielkości. Brawo. Od tej pory duże samochody traktowały z szacunkiem mały zielony samochód.
“Bajka dla Tomka”: O samochodziku, który nie chciał być szary
Autor: Jarek Górski
Mieszkał kiedyś w odległym mieście samochodzik. Nic w tym dziwnego, w wielu miastach mieszkają samochody. Ale ten był szczególny. Otóż był to szary samochodzik, który nie chciał się pogodzić ze swym losem. Miał marzenie – chciał być kolorowy. Tylko tego mu brakowało do szczęścia. Bo tak poza tym, to miał raczej udane życie, dużo kolegów, ładna, spokojna okolica, życzliwi sąsiedzi, czego chcieć więcej. A jednak szaremu samochodzikowi to nie wystarczało. Stawał często na wiadukcie nad obwodnicą, patrzył na sznur pędzących różnobarwnych samochodów i myślał, jak by to było cudownie być jednym z nich.
Aż któregoś ranka obudził się z mocnym postanowieniem, ze dziś zmieni swoje życie. Nie wiadomo dlaczego akurat tego ranka, nic się przecież szczególnego nie stało. Lecz każdy chyba ma taki dzień, kiedy nagle mówi: dość! No i pojechał samochodzik przed siebie, żeby się dowiedzieć, jak można stać się kolorowym. Przejeżdżał właśnie drogą wśród łąk, kiedy zobaczył żabkę.
Żabka była mała, uroczo zieloniutka i wesoło kumkała. Zahamował samochodzik z piskiem opon i mówi:
– Dzień dobry, żabko
– Dzień dobry – odpowiedziała żabka, bo była dobrze wychowaną żabką, którą
mama nauczyła uprzejmości
– Słuchaj no, żabko, skąd u Ciebie taki śliczny zielony, kolor? Jak można
stać się takim zielonym? Bo widzisz, ja jestem szary i już mi to obrzydło.
Chcę być taki zielony jak Ty. Jak to robisz?
– Nie wiem, nie robię nic wielkiego, po prostu kąpię się w strumyku, wygrzewam na słoneczku i taka jestem – odpowiedziała żabka i wskoczyła do wody.
– Cóż – pomyślał głośno samochodzik – nie zaszkodzi spróbować. No i wjechał do strumyka po same szyby.
Woda była zimna, ale się tym specjalnie nie przejmował. Słońce grzało, bo było południe, dzień ciepły i bezwietrzny, przyjemnie nawet w takiej chłodnej wodzie sobie poleżeć. Nawet się nie spostrzegł, kiedy nadszedł wieczór. Spojrzał w boczne lusterka, ale nic się nie zmieniło, nadal był szary. Złapał tylko katar i trochę rdzy na nadkolach.
– To chyba nie był dobry sposób, żeby stać się kolorowym – pomyślał samochodzik i wrócił na noc do garażu.
Następnego ranka obudził się z jeszcze mocniejszym postanowieniem, że znajdzie sposób. Bywa tak, że po pierwszych niepowodzeniach można się zniechęcić, ale on był wytrwały. Wyjechał za miasto i zobaczył przy drodze śliczne, czerwone kulki, mieszkające w namiocie z folii. Były to pomidory.
– A może tak zmienić kolor na czerwony? – Pomyślał.
– Słuchajcie pomidorki – zawołał – jak to robicie, że jesteście takie
czerwone?
– Nic nie robimy. Rośniemy w ziemi, przykryte foliowym tunelem, pan ogrodnik
nas podlewa, słoneczko ogrzewa i tak rośniemy aż w końcu nabieramy takich
rumieńców.
– A mogę się do was przyłączyć?
– Prosimy bardzo, wejdź.
I wjechał samochodzik do tunelu, ale nie był to dobry pomysł, bo usiłując się zmieścić wśród pomidorów, zawadził o drzwiczki, urwał zawiasy i w dodatku złamał dwie tyczki, na których się rośliny wspierały. Rozpłakał się z żalu, bo przykro mu było, że zepsuł domek pomidorom. Poza tym stracił nadzieję, że będzie kiedyś kolorowy. Na to wszystko nadjechała ciężarówka. Przyjechała po warzywa i owoce, żeby je zawieźć na targ. Była to stara, mądra ciężarówka, i miała dobre serce. Od
razu zobaczyła płaczący samochodzik.
– Później się zajmiemy szkodami – pomyślała – najpierw zobaczę, co się temu maluchowi stało.
– Dlaczego płaczesz?
I samochodzik opowiedział całą historię od początku, o tym, jak chciał być zielony, jak złapał katar i zardzewiał, a potem uszkodził warzywkom domek.
– Zaraz, zaraz. To wszystko dlatego, ze chciałeś być kolorowy?
– Tak.
– To dlaczego nie pojechałeś do lakiernika?
– A kto to?
– To taki człowiek, który maluje samochody na różne kolory.
– Jest taki człowiek? I może mnie pomalować? I mogę być czerwony? Albo zielony? I już dłużej nie muszę być szary? – Nie przestawał pytać samochodzik, nie dopuszczając ciężarówki do głosu.
– Ależ uspokój się – śmiała się ciężarówka – i nie skacz tak, bo ci siądzie zawieszenie. Chodź, jedziemy do lakiernika.
I pojechali. Lakiernik, kiedy usłyszał całą historię, uśmiechnął się tylko pod wąsem i powiedział:
– Pokaż no się. Trochę się zaniedbałeś, sama rdza i błoto. Nie przejmuj się, wyczyścimy, zaszpachlujemy, położymy lakier, będziesz lśnił jak lusterko. Na jaki kolor Cię pomalować?
– Na zielony. Albo na czerwony. Albo… Nie wiem. Albo z przodu zielony, a z tyłu czerwony. Tak. Tak bym chciał.
– Tak to jeszcze nie malowałem. Ale damy radę. Będziesz zielono-czerwony.
Praca zajęła lakiernikowi dwa dni. Był dobrym fachowcem i wiedział, trzeba to zrobić porządnie, zeszlifować korozję, wyrównać szpachlą, położyć podkład i na końcu lakier. To wszystko wymaga czasu, ale samochodzik wcale się nie
nudził, wyobrażając sobie, jaki będzie kolorowy. Nie przeszkadzało mu nawet gorąco podczas suszenia lakieru.
I wreszcie był gotowy. Podziękował i wystartował z piskiem opon, żeby jak najszybciej pokazać się światu. Nie był zwykłym samochodzikiem, jednym z wielu. Był Samochodzikiem, Który Spełnił Swoje Marzenie.
Zachowujemy oryginalną pisownię
Bajki o samochodach – Bajkokraj
Jeśli interesują Cię auta, pewnie wiesz o nich niejedno. Znasz popularne marki, jak BMW, Volkswagen, Toyota, i te bardziej luksusowe, jak Porsche albo Rolls-Royce.
Ale czy znasz wszystkie ich tajemnice?
키워드에 대한 정보 bajki do czytania o samochodach
다음은 Bing에서 bajki do czytania o samochodach 주제에 대한 검색 결과입니다. 필요한 경우 더 읽을 수 있습니다.
이 기사는 인터넷의 다양한 출처에서 편집되었습니다. 이 기사가 유용했기를 바랍니다. 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오. 매우 감사합니다!
사람들이 주제에 대해 자주 검색하는 키워드 Wielka wyprawa Pocztusia | bajka do słuchania | audiobooki dla dzieci | bajki o samochodach
- bajki
- audio bajki
- bajki mp3
- bajki do słuchania
- bajki po polsku
Wielka #wyprawa #Pocztusia #| #bajka #do #słuchania #| #audiobooki #dla #dzieci #| #bajki #o #samochodach
YouTube에서 bajki do czytania o samochodach 주제의 다른 동영상 보기
주제에 대한 기사를 시청해 주셔서 감사합니다 Wielka wyprawa Pocztusia | bajka do słuchania | audiobooki dla dzieci | bajki o samochodach | bajki do czytania o samochodach, 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오, 매우 감사합니다.